Kto daje i odbiera....

Czy mieliście kiedyś uczucie, że pozbawiono Was wszystkiego, nie jakiegoś tam majątku, nie dziedzictwa, ale po prostu odcięto Was od waszego życia, byłego życia, wasza przeszłość stała się wam obca?

Wyobraźcie sobie rodzinę, której nestor, głowa rodu ma jakiś drobiazg, order, szablę, wszystko jedno, coś, co zajmuje w domu honorowe miejsce i budzi pożądanie malca. Dla niego to jest coś, chociaż materialna wartość znikoma. Przy jakiejś okazji, dziadek ofiarowuje ukochanemu wnuczkowi szablę, ale ta zostaje na swoim miejscu, mieszkają przecież razem, a to jest jej miejsce. Na świat przychodzi drugi wnuczek, dziadek umiera, szabla sobie wisi, jest dumą starszego, i obiektem pożądania młodszego. Dorastają, młodszy odchodzi na swoje, starszy żyje z rodzicami, starzejąc się wraz z nimi. Po kilkudziesięciu latach młodszy wpada niespodziewanie do rodzinnego domu na wigilię. Ojciec staruszek, pragnąc, aby nieoczekiwany gość, dawno niewidziany syn, też znalazł coś pod choinką, zdejmuje szablę i w radosnej chwili rozdzielania prezentów szok. Prezent spod choinki, święty. Delikatna i taktowna próba wyjaśnienia sytuacji, wyjaśnia jedynie to, że ojciec i młodszy brat traktują byłego już właściciela jak nieokrzesanego zazdrośnika. Ojciec w swoim wieku już nie pamięta, młodszy brat nie chce pamiętać. Nie ma już rodziny. Chociaż to tylko sentymentalny gadżet, starszy brat czuje się tak, jakby zabrano mu całe życie, zanegowano jego rodzinną pozycję, a wspomnienie tych wszystkich lat, kiedy dbał nie tylko o czubek własnego nosa, piecze go do żywego. Swojego terytorium nie znaczą tylko frajerzy.


A jeśliby kością niezgody byłoby coś poważnego, dach nad głową, albo kapitał - przepustka do życia w dzisiejszym świecie?


Polaków spotkał kataklizm. Sześć milionów ofiar 2 Wojny Światowej. W każdej rodzinie ktoś zginął, niektóre rodziny odeszły w całości. Z majątków pozostała goła ziemia. Nie wiadomo, jakby naród wzrastał, gdyby obcy nie wymusili majątkowego wznowienia. To co po wojnie pozostało, stało się wspólną własnością ocalałych. Ludzie zaczęli żyć na nowych zasadach, dwa pokolenia odbudowywali solidarnie kraj … I wtedy inni obcy wymusili powrót do przeszłości, koniec ze wspólnotą, bogaty ma się bogacić coraz bardziej, pozostali, chmmm, pomińmy milczeniem. Wyścig o prawo do życia wystartował. Pierwszy milion ukraść, albo, czemu nie, anulować powojenny porządek i odzyskać to, co historia zabrała, zmuszając szaraczków, by z majątku dwóch pokoleń spłacili tych, których rodziny dorabiały się przez tysiąclecie. W zapomnienie poszło to, że podczas wojny za życie oddawało się majątki. Ci, co zginęli, zapłacili najwyższą stawkę, ci, co przeżyli, a właściwie to ich spadkobiercy, nie chcą ponieść żadnych kosztów wojny, nie teraz, skoro można okpić innych zmianą zasad i pokrętnym prawem. Za śmierć na polu chwały medal, którym rodziny mają się najeść. Życia nie można przywrócić, ale majątek tak. Jeśli na koszt rodzin poległych bohaterów, to co. Zwykli frajerzy, jeśli bronili cudzego.


Jaki z tego morał?


Społeczeństwo jest stokroć bardziej wiarołomne niż pospolity oszust, żadnych umów społecznych być nie może. Ludzie, którzy w imię jakiś ideałów walczą za wolność naszą i waszą są słabi na umyśle. Świat nie tak funkcjonuje.


Ale podczas wspominania Bożego Narodzenia przychodzą na myśl. Cześć ich pamięci.